
Wstęp
Kiedyś życie było proste: szło się do sklepu, kupowało chleb i kefir, a pani na kasie pytała tylko „reklamówka?”. Dziś?
Bez zeskanowania 14 kodów QR, trzech kart lojalnościowych i aplikacji supermarketu nie kupisz nawet pietruszki.
Supermarkety prześcigają się w programach lojalnościowych, jakby chodziło o ranking aplikacji do zbierania pikseli w grach RPG. Tyle że tutaj zamiast miecza +10 do obrażeń, dostajesz voucher na kabanosy.
Kiedy karta stała się ważniejsza niż dowód osobisty
W Polsce mamy karty i aplikacje na wszystko.
Biedronka ma swoją, Lidl ma swoją, Żabka ma już w zasadzie własny paszport wewnętrzny. Niedługo, aby wejść do sklepu, będziemy musieli najpierw zalogować się przez profil zaufany i podpisać regulamin RODO.
Pytanie tylko: czy te wszystkie programy faktycznie ułatwiają życie, czy raczej robią z nas kolekcjonerów cyfrowych punktów, które nigdy nie wystarczą na nic sensownego?
Mechanika gry: zbieraj punkty, wymieniaj na złudzenia
W każdej aplikacji działa to samo: kupujesz 20 razy makaron, a w nagrodę dostajesz… makaron gratis. Albo kupon na coś, czego nigdy nie chciałeś.
To trochę jakby grać w grę komputerową, w której po przejściu całej kampanii dostajesz tapetę na pulpit.
Programy lojalnościowe to nic innego jak grywalizacja życia codziennego. Lidl twierdzi, że zbierasz pieczątki. Biedronka daje ci punkty. Żabka rozdaje żabozłote.
A ty – wciągnięty jak w Candy Crush – skanujesz kody i czujesz, że robisz coś ważnego.

Psychologia lojalności
Supermarkety wiedzą jedno: człowiek kocha „okazje”.
Nie ważne, że rabat jest śmieszny (np. -0,03 zł na ser żółty). Ważne, że aplikacja cię poinformowała: „Gratulacje! Właśnie zaoszczędziłeś więcej niż nic!”.
I wtedy czujesz dumę. Nieważne, że naładowałeś telefon trzy razy, żeby zeskanować kod, i wydałeś więcej prądu niż zaoszczędziłeś na tej promocji.

Wielki Brat patrzy – i wie, że lubisz majonez
Nie oszukujmy się – programy lojalnościowe to legalna inwigilacja.
Sklep dokładnie wie, o której godzinie kupujesz chipsy, ile litrów piwa przypada na twoje tygodniowe zakupy i czy preferujesz majonez Kielecki, czy Winiary.
To trochę jak Tinder, tylko zamiast dopasowywać ci partnerów, aplikacja supermarketu proponuje ci pasztet, który „idealnie pasuje do twojego profilu zakupowego”.

Technologia kontra rzeczywistość
Na papierze wygląda to pięknie: nowoczesna aplikacja, szybkie rabaty, cyfrowa karta.
W praktyce?
- Telefon nie czyta kodu.
- Aplikacja zawiesza się przy kasie.
- Internet pada dokładnie wtedy, gdy masz 20 osób za sobą w kolejce.
A potem kasjerka z ironicznym uśmiechem mówi: „To może następnym razem?”.
I wtedy czujesz się jak w grze Dark Souls – przegrałeś, zanim zacząłeś.

Najdziwniejsze nagrody
Pamiętacie czasy, kiedy punkty można było wymienić na garnki albo pluszaki?
Teraz aplikacje oferują takie „perełki” jak:
- kupon na drugi kefir 50% taniej,
- zniżka na kapustę kiszoną (ważna do jutra),
- promocja na żarówkę E14, ale tylko jeśli kupisz 4 parówki.
To nie są nagrody. To egzamin z logistyki.
Czy ktoś w ogóle liczy te punkty?
Zbierasz, zbierasz… i nagle orientujesz się, że masz już 12 000 punktów.
Brzmi nieźle?
Za tę ilość możesz odebrać kubek z logo supermarketu albo voucher na… hot doga.
Właściwie to powinien być nowy sport olimpijski: zbieranie punktów, które nigdy do niczego nie wystarczą.
Złota era aplikacji supermarketów
Największy paradoks jest taki, że im więcej aplikacji masz w telefonie, tym trudniej z nich korzystać.
W efekcie ściągasz 5 różnych programów, żeby mieć „rabaty”, a potem i tak idziesz do sklepu bez telefonu, bo ci się rozładował.
I wtedy płacisz pełną cenę, bo program lojalnościowy nie przewidział scenariusza „brak prądu”.
Wnioski
Programy lojalnościowe i aplikacje supermarketów to współczesna forma złotej klatki.
Masz być lojalny, masz wracać, masz się cieszyć z kuponu na kabanosy.
I to działa – bo kto odmówi darmowej parówce?
Tylko pytanie brzmi: czy to my jesteśmy lojalni wobec sklepu, czy raczej sklepy lojalnie zbierają nasze dane i uśmiechają się pod nosem?

Podsumowanie
Następnym razem, gdy zeskanujesz kod aplikacji przy kasie, pomyśl o tym, że właśnie zapłaciłeś danymi za swoje zakupy.
I że może lepiej byłoby wrócić do czasów, gdy największą technologią w sklepie była waga na dziale warzywnym.
Zobacz również: iPhone 17 – nowy rekord Guinnessa w kategorii „jak szybko rozbić coś za 10 tysięcy”
Odwiedź nas na Facebooku!





